niedziela, 20 maja 2012

Po długiej walce z glebą tzn. gruzem pobudowlanym precyzyjnie zasypanym niewielką warstwą ziemi moja działka zaczęła w końcu przypominać ogród. Ale od początku :) Kupując 4 lata temu dom z niewielką działką chciałam mieć po prostu trochę zieleni wokół domu, ogrodnictwo nie było wtedy moją pasją. Poprosiłam więc firmę projektującą ogrody o przygotowanie propozycji aranżacji ogrodu. Pani przyjeżdżała, oglądała, robiła zdjęcia, grzebała w ziemi, itp. Nie mając pojęcia ani o glebie w moim ogrodzie ani o rodzajach roślin, które zaproponowała mi Pani z firmy ogrodniczej naiwnie sugerowałam się głównie wyglądem całości... na obrazkach było ładnie, kolorowo, schludnie.. więc zamówiłam... Ładnie, kolorowo i schludnie było również po posadzeniu    roślin i ułożeniu trawnika... przez kilka tygodni... następnie 3/4 roślin odmówiło współpracy. Dzwonię więc do Pani, z zapytaniem co się dzieje, dlaczego to tak, może podlewanie źle ustawione, może słońce źle świeciło... Pani oczywiście przyjechała, obejrzała i stwierdziła, że widocznie mamy złą ziemię, to nie jej wina i do widzenia... :/  Dodam tylko, że na wstępie rozmów pytałam czy ziemia jest ok, czy lepiej nawieźć porządnej, usłyszałam, że jest ok, nie trzeba...

No cóż! Nie chcę absolutnie urazić, nikogo, kto projektuje ogrody, ale za tyle kasy liczyłam, że ktoś się będzie na tym znał i nie posadzi roślin w gruzie (jak się później okazało)... Pewnie źle trafiłam... Naiwna dusza! Cóż było zrobić, stwierdziłam, że sama się zainteresuję trochę roślinami, glebą, żebym wiedziała  o co chodzi, zanim zacznę rozmawiać z następnym 'profesjonalistą', który będzie ratował mój ogród. Zaczęłam czytać na ten temat więcej i więcej i więcej... i coraz bardziej zaczęło mnie to wciągać.

Nadszedł czas wymiany oklapniętych, uschniętych badyli na coś bardziej żywego, zielonego :) I dopiero wtedy zaczęłam znajdować w ziemi prawdziwe cacka - zakopane worki z resztką betonu, połamane plastikowe wiadra po klejach czy farbach, cegły, pustaki, torebki foliowe, puszki metalowe, druty, nawet jednorazowe maszynki do golenia.. I w to wszystko wsadzone były smętne korzonki posadzonych wcześniej roślin z garstką ziemi wokół. Nic dziwnego, że jak garstka ziemi skończyła się, to trudno było zapuścić korzenie w worek foliowy :/  Zaczęłam więc walkę z wiatrakami próbując posadzić coś nowego i  kopiąc większe doły. W większości wypadków łopata nie wystarczała i kilof musiał pójść w ruch :) Dodam też, że pod tymi skarbami ziemia okazała się być iłem, czyli zbitą gliną, w której stoi woda jak się wykopie dołek :0 Ale zastosowanie systemu drenaży i głębokie kopanie dołków pod rośliny trochę pomogło :)

Oczywiście jeszcze wielokrotnie nacięłam się sadząc jakąś przepiękną roślinkę w nieodpowiednim miejscu,  ale że człowiek uczy się na błędach jest szansa na poprawę :) Niestety moja fascynacja ogrodem rozrosła się również do ambicji hodowania roślin mniej popularnych, kolekcjonerskich i nie do końca odpowiednich do ogrodu położonego na wschodzie kraju, więc lekko nie jest :)

Będę więc stopniowo wrzucać fotki moich zdobyczy i opisywać swoje niestrudzone próby utrzymania ich przy życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz